poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 1 "Witamy w Morganville"

Witamy w Morganville.
Stąd nie chce się wyjeżdżać.
Z resztą, i tak nie można.

Rozdział dedykowany Dianie xox :**, oraz wszystkim którzy właśnie to czytają :) Buziaki <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Samochód rodziców powoli znikał mi z pola widzenia. Miałam ochotę krzyczeć, żeby nie zostawiali mnie w tej dziurze. Żeby zawieźli mnie na MIT, a nie na jakiś Teksański uniwersytet. Żeby nie pozwolili na zniszczenie moich marzeń.
Jednak auto zniknęło za zakrętem, a razem z nim, zniknęła szansa na ucieczkę.
Może nie będzie tak źle. Uspokój się, Claire. -pomyślałam, ale kierując się do akademika, straciłam nadzieję.
Mijały mnie zaprzyjaźnione grupki przyjaciół. Nikt nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Po prostu przeszli obok, jakbym tu wcale nie stała.
Oprócz nich, na dziedzińcu przesiadywały typowe dla wszystkich szkół paczki ludzi :
kujony z nosami w książkach, sportowcy, czasami też jakieś w miarę normalne osoby i rasowe s...., znaczy...divy pomiatające resztą.
Westchnęłam głośno. Za nic się tutaj nie odnajdę. To nie dla mnie.
W dawnej szkole nikt nie dzielił się na odrębne grupy. Wszyscy byli równi. Każdy był dla siebie miły. Albo chociaż się starał.
Może to mało prawdopodobne, ale jednak. To najbardziej kochałam w Dallas. 
Dziękuję, kochani rodzice. Po co mieć przyjaciół, skoro można znaleźć się w nowym, obcym mieście wśród wywyższających się osób, które zapewne będą tobą pomiatać.
Nie mając innego wyjścia, ruszyłam kamienną ścieżką wzdłuż trawnika, w stronę wejścia. Ku mojemu nieszczęściu, schody zajmowały trzy dziewczyny, zawzięcie o czymś plotkujące. Usłyszałam głośny chichot, i ich spojrzenia przeniosły się na mnie.
Na moją twarz wpłynął rumieniec. A nie mówiłam?
-Yyy....mogłabym przejść? -spytałam niepewnie, odwracając wzrok od ich perfekcyjnie wymalowanych twarzy.
Swoją drogą, były naprawdę ładne. Jedna z nich, która siedziała na przodzie, miała długie, ciemne włosy opuszczone falą na prawe ramię. Idealna figura, twarz godna modelki...Poczułam małe ukłucie zazdrości. W porównaniu do niej, zaliczałam się bardziej do tych zwyczajnych. Nie efektownie pięknych, ani nie brzydkich. 
Jej towarzyszki były godnymi kopiami swojej przyjaciółki. Podobny styl ubierania, podobny makijaż i fryzura. Niczym bliźniaczki, ale ciemnowłosa zdecydowanie stała na ich czele.
Wyżej wymieniona jedynie prychnęła śmiechem.
-Spadaj, mała. Nie zamierzam się stąd ruszać. -mruknęła, zsuwając ciemne okulary przeciwsłoneczne na nos.
-To mnie raczej nie obchodzi. Po prostu daj mi przejść i będziesz miała spokój, księżniczko. -powiedziałam niepewnie, nie mogąc się powstrzymać od kąśliwej uwagi na temat jej zachowania. 
Dziewczyna po raz pierwszy na mnie spojrzała. I to wcale nie było przyjazne spojrzenie.
Gdyby mogła nim zabijać, pewnie leżałabym teraz trupem. 
-Co powiedziałaś? -warknęła, przyciągając mnie do siebie za rękaw T-shirt'u. 
-Żebyś ruszyła swój tyłek, i dała mi przejść. -wycedziłam przez zęby.
-Posłuchaj, dzieciaku. Jesteś tu nowa, więc nie znasz zasad. Uświadomię Ci coś. To ja tu rządzę, a ty nie masz prawa się tak do mnie odzywać, jasne? Spróbuj jeszcze raz, a nie będziesz miała życia w tej szkole. -prychnęła z pogardą. -A teraz przepraszaj, i przynieś mi kawę złotko. -uśmiechnęła się z wyższością.
Poczułam wielką ochotę zedrzeć ten uśmieszek z jej twarzy. Złość wręcz we mnie kipiała. Dawno nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu.
Nachyliłam się do niej, a ona spojrzała na mnie, oczekując przeprosin. Widziałam, jak cieszyła ją myśl o tym,że będę musiała się prosić o wybaczenie.
-Spieprzaj. Nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć. -warknęłam, i przepchnęłam się jakoś na schody, nie zwracając już na nie uwagi. Nie chciałam widzieć ich zawistnych min.
Wystarczyła mi świadomość, że właśnie straciłam jakiekolwiek szanse na życie towarzyskie w tym mieście. Świetny początek, Claire.

Niemal biegłam korytarzem, dyskretnie odwracając się za siebie co drugi krok. Spodziewałam się,że któraś z dziewczyn zacznie mnie gonić i da mi niezły wycisk, ale nawet nie chciało im się wysilać. Wiedziałam,że zemszczą się w inny sposób.
Niestety, taka już byłam. Nie mogłam zmienić swojego charakteru. A nie znosiłam, gdy ktoś próbował mną pomiatać. Mój niewyparzony język wszystko psuł, ale trudno. Nie żałuję tego, co zrobiłam. Mogłam się założyć, że byłam pierwszą osobą która postawiła się tej trójce. 
Zwolniłam kroku i wyjęłam z kieszeni dżinsów pomiętą już kartkę z planem lekcji i rozkładem pokoi. Pobłądziłam chwilę wzrokiem, aż wreszcie znalazłam swoje nazwisko.
Claire Danver, Emma Wilson pokój nr. 127 piętro 3.
Emma Wilson? Nie wiedziałam,że będę mieć współlokatorkę. Przez kilka przerażających sekund, pomyślałam,że mogłaby to być ta dziewczyna sprzed akademika. Jednak wolałam sama to sprawdzić, niż martwić się na zapas. Skierowałam się na koniec korytarza, gdzie mieściły się szerokie schody.

Niepewnie uchyliłam drzwi. Pomieszczenie jeszcze było puste, ale na jego widok moje usta stworzyły wielką literę "O". Nie tak wyobrażałam sobie moje "mieszkanie" na najbliższe kilka lat. Z zewnątrz akademik wyglądał na stare i zabytkowy budynek. Jednak w środku był nawet nowoczesny i dobrze zaopatrzony, co przerosło moje oczekiwania.

Po drugiej stronie pomieszczenia, wszystko wyglądało tak samo. Wybrałam prawą stronę i odłożyłam tam moje rzeczy, rozglądając się. Podeszłam do uchylonego lekko okna. Widok zapierał dech w piersiach. Mogłam przyglądać się pięknemu dziedzińcowi pełnemu zieleni, oraz zdobiącego błękitne niebo szczytowi budynku szkoły. To nieco poprawiło mi humor. Wciąż jest jakaś nadzieja, że przetrwam ten czas. Dam sobie rok, może dwa lata. Potem spokojnie będę mogła przenieść się na MIT i robić to co kocham. Wzdychając przysiadłam na swoim łóżku, bębniąc palcami o nogę. Z zadumy wyrwał mnie dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła dziewczyna...

środa, 23 marca 2016

Prolog

Nazywam się Claire Danvers. Mam szesnaście lat, chociaż rok wcześniej kończę szkołę.
Mieszkam z rodzicami w Dallas, ale na wakacje zamierzam znaleźć dobrą uczelnie i wyjechać na studia. Tak, dobrze myślisz. Nauka jest dla mnie bardzo ważna.
Wiem,że ryzykuje wyjeżdżając tak szybko z miasta. Pewnie będę tego żałować.
Ale raz się żyje, prawda? 
Ta...nie jestem typowym kujonem...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Ale tato! To nie fair! -krzyknęłam zawiedziona, gwałtownie gestykulując rękami.
-Nie zmienię zdania, Claire. -odparł, czytając gazetę, jak gdyby nigdy nic.
-Mamo! -spojrzałam błagalnie na rodzicielkę, oczekując jakiegokolwiek wsparcia.
-Zgadzam się z ojcem. Tak będzie najlepiej córeczko. -powiedziała spokojnie, łapiąc mnie za ramię.
-Nie o tym marzyłam! Chciałam iść na MIT i się tam rozwijać! Nie jestem już dzieckiem!
-Claire, masz dopiero szesnaście lat! Nie pozwolimy Ci mieszkać samej tak daleko od nas! Ja już postanowiłem i nie dyskutuj. Od września będziesz chodzić na Texas Uniwersytet w Morganville.
-Jesteście niemożliwi! Nie odzywajcie się do mnie, nie chcę was widzieć! -powiedziałam wściekła i pobiegłam na górę, do swojego pokoju.
Od zawsze marzyłam o MIT. A teraz co? Wyląduje w jakiejś dziurze, godzinę stąd, na durnym Texas Uniwersytet. Co ja im zrobiłam? Ja tylko chciałam trafić na dobrą uczelnię i dobrze się uczyć. Czuje,że to będzie ciężki rok...
Theme by Violett